Jesień to chyba najtrudniejsza dla mnie pora roku.
Na wierzch wyłazi cała nostalgia, którą latem skrzętnie chowam w szafie wraz ze stertą grubych swetrów. Każdy ma swój sposób radzenia sobie z niesprzyjającą aurą, jednak o ile staram się odnajdywać w każdej sytuacji swoje bezpieczne miejsce i wygodnie się tam mościć, o tyle w jesieni nie potrafię. Dlatego tych kilka miesięcy poświęcam na oglądanie filmów. Tak też będzie w tym roku.
Aby zmobilizować siebie do systematycznego wstawiania wpisów i bardziej przemyślanego oglądania filmów, postanawiam, co następuje:
Dwa wpisy w miesiącu dedykować reżyserom, których znam jedynie z nazwiska, bądź udało mi się zobaczyć jeden, może dwa filmy w życiu. Sama jestem ciekawa, jak to zadziała. Trzymajcie kciuki.