odzimek o filmach

Nocne zwierzęta Toma Forda

Tom Ford ponownie staje za kamerą. Jego Samotny mężczyzna był jedną z najpiękniejszych walk przenikania się światłą z cieniem, kolorów z mrokiem oraz kobiety z mężczyzną, jaką kiedykolwiek widziałam w kinie.

 

Teraz reżyser/projektant wziął na warsztat powieść Austin’a Wright’a Tony i Susan. Sam jest autorem scenariusza, za zdjęcia odpowiada Seamus McGarvey znany z filmów takich jak Godziny czy Pokuta natomiast muzyką zajął się nasz rodak Abel Korzeniowski, z którym Ford współpracował także przy wspomnianym debiucie. Główne role to niezwykła Amy Adams oraz charyzmatyczny Jake Gyllenhaal, którego nie jestem w stanie zidentyfikować z żadną konkretną rolą i zastanawiam się, czy to dobrze, czy źle, raz jest Donniem Darko, raz balonowym chłopcem.

Zwierzęta nocy to film dziejący się na trzech równoległych płaszczyznach. Płaszczyznach mocno subiektywizowanych. Jedna z nich to rzeczywista historia Susan, artystki, której wystawa odniosła właśnie spory sukces. Druga to wizualizacja powieści czytanej przez kobietę. Trzecia natomiast to retrospektywa. Celowo nie napisałam o przeszłości, ponieważ to, co widzimy na ekranie nie dzieje się w przeszłości. To, co widzimy, jest wspomnieniem, które tu i teraz odtwarzane jest w głowie bohaterki. Retrospektywa nie przynależy do filmu tylko do Susan. Wszystkie warstwy nakładają się na siebie i przenikają. Szczególnie interesujące jest identyfikacja Tony’ego, czyli postaci z powieści z Edwardem, czyli byłym mężem głównej bohaterki. Grani przez tego samego aktora stają się w głowie Susan tożsami. Fikcja literacka przenosi się na mącące spokój w głowie wydarzenia z przeszłości, które jak bumerang wracają z chwilą otwarcia koperty z powieścią.

https://www.youtube.com/watch?v=-xQqOn-XjbI

Tom Ford podrzuca nam, momentami zbyt oczywiste i obcesowe sygnały, jak chociażby potwór nad łóżeczkiem śpiącego dziecka, które dzięki pięknu i fascynującej perfekcji kadru, muzyki, światła i koloru pozwalają nam płynąć wraz z opowieścią. Susan podczas otwierania prezentu rozcina palec o krawędź koperty. Pojawia się krew. Prezent zrani ją jeszcze niejednokrotnie, aż do gorzkiego finału. Zabliźnione rany otwierają się na nowo czy może wystarczyło delikatne nadszarpnięcie, gdyż nigdy zabliźnione nie były?

W filmie mieszają się jeszcze dwa inne światy – świat sztuki ze światem NIE-sztuki. Pierwsze sceny wprawiają w zupełną konsternację. Na ekranie tańczą zupełnie nagie kobiety z wyraźną nadwagą. Trwa to na tyle długo, że zaczynamy się zastanawiać, do czego to zmierza. Okazuje się , że to wideo wystawa Susan, od której już za chwilę usłyszymy „To śmieci. Kompletnie nic.”. Nagie, bezbronne, nieestetyczne ciała przerywane są obrazami miasta ogarniętego pozornym chaosem, gdzie jednak wszystko ma swoje miejsce, a każda droga prowadzi do celu. Zupełnie nie tak, jak ambicja artystów. Ford naśmiewa się nie tylko z ambicji, ale także z wszystkich, którzy w inności szukają odpowiedzi na własne niepowodzenia i lekarstwo na kompleksy. Piękno miesza się z brzydotą a tymczasem to jedynie skrawek człowieka.

Zwierzęta nocy rozpracowują także relacje matka-córka. Są one dość powierzchownie potraktowane, a morał z nich jeden: i tak będziesz taka, jak ona. Słowa snobistycznej matki wybrzmiewają jak obrzydliwe echo, kiedy Susan wykazuje brak jakichkolwiek skrupułów. Bardzo krótki wyrywki wspomnień pozwalają zbudować dość oczywisty obraz małżeństwa Susan i Edwarda.

Wszyscy, którzy oczekują trzymającego w napięciu thrillera, będą rozczarowani, emocje bowiem i pewnego rodzaju katharsis rozgrywa się w głowie bohaterki. Powieść, która z początku straszy i przeraża Susan, prowadzi ją do cichych kontemplacji. Zbrodnia zmienia się w chęć zemsty, niezbyt spektakularną, naznaczoną wstydem i poczuciem winy za niespełnienie społecznych oczekiwań co do męskości. Film zwalnia, ponieważ siła napędowa w postaci powieści zwalnia. Bohater książki poszukuje zemsty równie obcesowo, jak jej autor. Mimo iż jest to „jedynie” druga warstwa fabularna, poprowadzona jest fenomenalnie. Ta historia nas obchodzi i z każdą minutą coraz bardziej czujemy i rozumiemy Edwarda. Kiedy włosy wciąż zasłaniają pół twarzy Susan, staje się ona nam obca, poznajemy jej wnętrze i sekrety, a jednocześnie staje się ona obca i nieprzystępna. Starcie szminki z ust w jednej z ostatnich scen jest jej rezygnacją z udawania i pogodzeniem się ze zwykłym światem, który nie jest ani tak ładny, ani wyrozumiały jak świat sztuki.

Zobaczcie. Warto.